Nawet nie bylo czasu zeby sie rozejrzec po lotnisku (w druga strone beda na to 4 godziny to sie nawet kartke wysle do rodzicow). Tym razem predziutko zaladowalismy sie do podziemnej kolejki, ktora wiedzie z jednego terminalu na drugi bo jak sie okazalo Artur nie mial wydrukowanego biletu na dalsza czesc wyprawy i trzeba bylo jak najszybciej udac sie do bramki, zeby przypadkiem nie okazalo sie, ze do Indii polece sama :)