odpoczynek w Pingwellirze

Kemping okazal sie super przytulny, z mala kuchnia z zadaszeniem i laweczkami, prysznicami typu "no limit", pralnia z ktorej ochoczo skorzystalismy i z sympatycznymi jego mieszkancami.
Wieczorem przy pichceniu kolacji znowu mielismy kolejny odcinek reality show - kolejna wycieczka, tym razem uczestnicy mieli naprawde trudne zadanie! ich namioty a raczej stelaze do nich wprawily w oslupienie i smiech wszystkich "stalych" mieszkancow kempingu :)
Ubawieni poszlismy wczesnie spac, zeby rano miec sily na nurki.
Kolejnego dnia ruszylismy na spotkanie podwodnej przygody. Okazalo sie ze bedzie nas w sumie 3 osoby - my plus Liz z Nowego Yorku, no i oczywiscie nasza przewodniczka.Najpierw nam troche poopowiadala, a potem ubralismy sie w ciuszki (ja to tylko suchy skafander, pletwy i maske, ale Artek mial troche tego swojego sprzetu do poskladania). A potem poczlapalismy na miejsce, gdzie juz kilka innych grup wchodzilo do przerazliwie zimnej wody!! (4C). Na zewnatrz bylo jakies 25 w sloncu, wiec jak juz sie czlowiek zanurzyl w tej krystalicznie czystej ale przerazliwie zimnej wodzie, to przez pierwsze pare minut powaznie sie zastanawial co tam wogole robi (tzn ja, bo Artek byl w swoim zywiole i na najblizsza godzine praktycznie mialam go z glowy).
Niesamowita przejrzystosc i kolory! Super sprawa i mysle, ze warta polecenia - nawet jesli ktos tak jak ja tylko snurkluje.
Artkowi bardzo sie podobalo i z checia skorzystal z mozliwosci drugiego nurka po krotkiej przerwie. Ja i Liz mialysmy juz dosc i chetnie zostalysmy na male ploteczki przy islandzkich ciasteczkach i herbatce, wygrzewajac sie w sloncu.
Wieczorem po nurkach - jak zwykle - zycie kempingowca i plany na nastepne pare dni.

Zdjęcia (5)

Komentarze (0)