Rankiem obudzil nas tetent stada koni przebiegajacego tuz obok naszego namiotu.
Jak juz sie zlozylismy i zjedlismy sniadanko, to sie okazalo ze zaraz obok byl kemping z prysznicami i toaletami... ehhh czasem to jestesmy losie do potegi!
Tak czy siak - nasz nowy cel to blekitna laguna, w ktore moznaby sie odmoczyc do upadlego i poleniuchowac w goracej wodzie!
To tez uczynilismy. W tym dobytku rozkoszy spedzilismy jakies pol dnia, taplajac sie i maziajac jakimis blizej nieokreslonymi glinkami po buzkach. Potem szybkie gotowanie zupki minutki na parkingu, wystawianie pyskow do slonca i w droge. kolejnym celem bylo odnalezienie goscia od nurkowania i umowienie sie z nim na nastepny dzien.
To tez uczynilismy, wracajac do Reykjawiku i lapiac kolesia w ostatniej minucie (zaraz potem wyjezdzal na nurkowanie z jakimis turystami). Udalo sie umowic na nurkowanie w Pingwellir czyli miejscu gdzie spotykaja sie dwie platformy - Europejska i Amerykanska. I tak zmierzamy w tamtym kierunku, wiec wszystko sie super zlozylo.
Zadowoleni zrobilismy jeszcze male zakupy w stolicy i ruszylismy na Pingwellir.