Po dlugim rejscie, jeszcze dluzsze czekanie na odprawe. Szczerze mowiac to nas troche zaskoczylo. W koncu co Europa to Europa. A jednak... auta glownie z Polski, Rosji i innych wschodnich krajow zostaly kierowane na bok, na troche bardziej szczegolowe trzepanie zawartosci bagaznikow.
Troche martwilismy sie o nasze puszkowe zapasy zywnosci, ktorej teoretycznie nie wolno wwozic na wyspe... Na szczescie smrod nowozakupionych pletw nurkowych skutecznie odstraszyl pieski, ktore nie mialy ochoty dluzej siedziec w bagazniku :)
A. zamienil sobie za to pare slowek z panem celnikiem (glownie o miejscach nurkowych na Islandii heh).
Potem juz moglismy pognac dalej.
Calosc odprawy to 4 godziny!!! 4 godziny stania w kolejce, praktycznie bez mozliwosci skorzystania z toalety! koszmar!!!
Ale potem bylo juz lepiej. Zwlaszcza, ze pogoda byla wymarzona - sloneczko, lekki tylko wiaterek i zero chmurki na niebie! Czego chciec wiecej? Czego? Ano zobaczenia jak najwiekszej czesci Islandii poki sie pogoda nie zmieni.Ruszylismy wiec dalej, co chwila zatrzymujac sie przy (wtedy wydawalo nam sie ze wyjatkowo ladnych) wodospadach, ktorych na trasie z Seydifjordur w glab wyspy jest conajmniej kilka.
Generalnie to naszym celem bylo dotarcie do trzech slawnych wodospadow. Dotarlismy do dwoch z nich, po generalnie bylo juz pozno i trzeba bylo znalezc jeszcze jakies miejsce na postoj. Trasa do wodospadow troche nas wystraszyla, bo nagle zjechalismy z dobrze asfaltowanej drogi na wyboista, kamienista szutrowke, a nasza predkosc przemieszczania sie zmalala do 10km/h... W tym samym czasie pomyslelismy o tym samym - czy dalsza droga przez Islandie bedzie wlasnie tak wygladac? Zdawalismy sobie sprawe, ze Wyspa to nie przelewki i generalnie jazda po niej wlasnym autem osobowym to ryzyko, mielismy jednak nadzieje, ze cos sie w tym wzgledzie zmienia na lepsze i ze z czasem bedzie wiecej asfaltu. Jak sie pozniej okazalo - mielismy racje i tak naprawde, to ta trasa okazala sie praktycznie jedna z gorszych na calej Islandii.
Polecamy postoj przy wodospadach Dettifoss i Hafragilfoss! Robia niesamowite wrazenie! Do Selfoss trzeba bylo zrobic maly spacer 2km, a na to nie mielismy juz sily i czasu.
Na kempingu wyladowalismy w Lundur. Ciezko bylo to nazwac kempingiem - poprostu kawalek trawy z mala budka mieszczaca dwupalnikowa kuchenke i zlew, a z drugiej strony proste toalety. Podobno do prysznica trzeba sie bylo pofatygowac do pobliskiego basenu, ale wieczorem byl juz zamkniety, a rano mielismy inne priorytety ;)
Byly tez male klopoty z placeniem karta, ale w koncu sie udalo.
-----
koszty:
1000 isk za kemping