Wczesnym rankiem (cos nam te ranki weszly w krew... mial byc odpoczynek na wakacjach phi!) poczlapalismy nad wode i ustawilismy sie w kolejce do podplywajacej wlasnie lodki. Tym razem sami lokalsi - jada do pracy, do szkoly. Na kazdym przystanku przybywa ich coraz wiecej i po chwili zaczynam sie zastanawiac ile ta lodka moze jeszcze pomiescic... a w oddali widze, ze na kolejnych przystankach machaja cale gromadki dzieciakow w mundurkach szkolnych.
Jazda ta lodka okazala sie bardzo przyjemna, ciagle ktos nas zaczepial, chcial pogadac, poczytac nasze ksiazki, pozyczyc dlugopis, pokazac jakis artykul w lokalnej gazecie albo popytac ile krajow juz zwiedzilismy i dokad jedziemy. Dzieciaki pytaly czy mamy dla nich dlugopisy (indyjski standardzik), a kobiety niesmialo zagladaly w nasze niebieskie oczy i szybko odwracaly wzrok speszone, kiedy probowalam im zrobic zdjecie.
Lodka sunela po wodzie pelnej lilji wodnych, czasem wrecz wydawalo sie, ze plyniemy po zielonym polu (patrz zdjecia). Po dwoch godzinach doplynelismy do Kottayam, skad udalo nam sie namowic taksiarza zeby za 20 rupii podrzucil nas na dworzec. Na dworcu okazalo sie, ze facet nie mial wydac ze 100, a my mielismy w drobych jedynie 16. Kiwajac glowa w niezadowoleniu przyjal i to, a Artkowi zaswitala w glowie nowa mysl jakby tu oszczedzac na riksiarzach i taksiarzach... od teraz zawsze bedzie mial w kieszeni przygotowane drobne i udawal ze nie ma wiecej, ehhh
--------
koszty:
10 (x2) lodka do Kotayam (start o 7:30, plynie 2.5h)
16 riksza z portu na dworzec
59 sniadanie na dworcu
138 autobus z Kotayam do Thekady
30 woda (2l)
15 banany