Rankiem, calkiem wyspani i zadowoleni bo szef hotelu nie wylaczyl nam w nocy pradu, tym samym nie pozbawil nas wiatraka (tak, tak - to klasyka w Indiach, ze oszczedza sie na turystach prad, robiac roznego rodzaju power cuty i wylaczajac bezpieczniki... - dlatego zawsze warto miec ze soba zapalki, swieczke i latarke!!).
No wiec rankiem - nauczeni, ze to najlepsza pora do przemieszczania sie, wzielismy riksze na dworzec i tam wskoczylismy w pociag pedzacy do Kollam. W pociagu tlok nieziemski, wiec stoimy w przejsciu, przez ktore raz po raz przechodza handlarze z jedzonkiem, ktore swoimi zapachami kusi, ale wygladem juz troche mniej... Pociag wyglada identycznie jak przecietny plackartny w Rosji - otwarty wagon z lezankami i stolikami. Po okolo godzinie jazdy (w czasie ktorej ucinamy sobie pogawedke z Brytyjczykiem, ktory troche sie zasiedzial w Indiach) wysiadamy na dworcu, skad bierzemy riksze do przystani. Tam dowiadujemy sie, ze lodka po Backwaters do Alleppey odplywa za pol godziny, wiec szybko kupujemy bilety, zaopatrujemy sie w zapasy wody (lodka plynie 9 godzin!!) i szamamy indyjskie sniadanko (masala dosa) w pobliskiej jadlodajni.
Lodka okazuje sie byc przepelniona po brzegi turystami (reprezentujacymi praktycznie cala Europe), a przejazdzka po Backwaters calkiem sympatycznym przezyciem, choc troche nuzacym, bo poruszala sie z predkoscia 10km na godzine!!! Na poczatku wyrusza sie przez wielkie jezioro, wiec tak naprawde niewiele sie dzieje, ale potem im blizej Alleppey - tym mniejsze kanaly i przesmyki, wzdluz ktorych popoludniem zaczyna toczyc sie normalne zycie - ludzie po pracy sie myja, piora ciuchy, gotuja, dzieciaki wracaja ze szkoly, rybacy zarzucaja siedzi, poszukiwacze malzy nurkuja i coroz wynurzaja sie z wody z koszykami pelnymi muszli... Generalnie jest to bardzo urokliwy teren, gdzie aparat fotograficzny trzeba miec non stop wlaczony...
Po drodze mielismy postoj na maly lunch, z gory przygotowany przez organizatorow. Calkiem smaczny i tani, wiec nie protestowalismy zwlaszcza, ze nasze zoladki domagaly sie czegos, a przed nami byla jeszcze dluga droga.
Pod wieczor kapitan lodki zaczal promocje hotelikow swoich znajomych, z czego jak rasowi turysci skorzystalismy (obiecal nocleg za 300 rupii zaraz przy przystani, co nam pasowalo bo nastepnego dnia chcielismy jechac dalej).
Po dotarciu do Alleppey i odgonieniu wszystkich riksiarzy i naganiaczy ruszylismy pod wskazany adres, gdzie poczatkowo chcieli od nas 500, ale jak im powiedzialam ze na lodce mowili o 300, to naturalnie zeszli z cena, proszac jednoczesnie by nie mowic innym turystom ile zaplacilismy.
Glodni ruszylismy na miasto (niby male, ale strasznie ruchliwe i glosne) i koniec koncow wyladowalismy chyba w jedynej dostepnej restauracji (oczywiscie pomijam wszystkie pure vegetarian z wiadomych powodow...). Knajpka byla pelna bialych turystow, co swiadczylo o tym, ze wybor miejsc do jedzenia w tej wiosce byl rzeczywiscie ograniczony...
Po kolacji krotki spacer i do spania, bo rano czeka nas dlugi dzien - najpierw lokalna lodka o 7:30 do Kotayam, a potem autobus do Thekkady.
----------------------
koszty:
40 riksza z plazy do dworca
40 (x2) pociag do Kollam
40 riksza do portu
59 sniadanie przed lodka, w porcie (Masala Dosa)
400 (x2) lodka do Alleppey (9godzin)
45 (x2) lunch w przerwie plyniecia
30 woda (2l)